czwartek, 18 września 2014

Za co kocham swojego synka?
Za to, że JEST. 
Jak dobrze, że Piotruś jest z nami, w naszej rodzinie. Jakie to szczęście, że mogę być Jego Mamą. Każdego dnia daje mi on mnóstwo powodów do radości. 
Każdego poranka Piotruś wita dzień z nową energią i uśmiechem na twarzy, pełzając po łóżku. Ja w tym czasie "dochodzę do siebie" po nocy ;-) Widok szczęśliwego dziecka o poranku daje mi porządnego energetycznego kopa. 
W ciągu dnia spędzamy ze sobą mnóstwo czasu:bawimy się razem, rozśmieszamy się, łaskoczemy, czytamy książeczki, spacerujemy, itd. Synek jest bardzo wesołym chłopcem, dużo się śmieje, uśmiecha się do mnie jak tylko słyszy znane i recytowane przeze mnie wierszyki. Uśmiecha się do lustra, do swojego Taty do zdjęć a nawet do świętych obrazów, które wiszą nad naszym łóżkiem. W takiej sytuacji pytam Piotrusia: "A z czego Ty się tak śmiejesz, Matka Boża uśmiecha się do Ciebie? A może Pan Jezus mruga Ci oczkiem?" Wtedy synek śmieje się jeszcze bardziej i nadal wpatruje w obrazy :-)
Czasem są też "zgrzyty", głównie wtedy, gdy mamy różne zdania. Ja chcę obrać warzywa na obiad, a synuś chciałby by go zabawiać. Albo ja chcę by pojeździł w wózku, żeby dać odpocząć plecom, a łobuziak wręcz przeciwnie ;-) W takich sytuacjach musimy zawrzeć konsensus, czyli Mama ustępuje synowi, bo wiadomo, że Maluch na zawieraniu kompromisów jeszcze słabo się zna ;-) Ostatnio w radiu słyszałam mądre zdanie wypowiedziane przez psycholożkę: "Do roku dzieci trzeba rozpieszczać, ponieważ nie da się ich rozpuścić".
Tak więc kocham tego swojego syneczka i nosze i tulę i całuję i rozpieszczam jak tylko się da :-)
Cudowne są chwile, kiedy spłakane dzieciątko (wystraszone, stęsknione) tuli się i uspokaja w moich ramionach, czując się bezpiecznym. Gdy uśmiecha się i cieszy machając rączkami i nóżkami na mój widok.
Mówią, że miłość macierzyńska nie zawsze od razu przychodzi z chwilą narodzenia dziecka. Coś w tym chyba jest, ponieważ ja przez pierwsze miesiące odczuwałam macierzyństwo jako naprawdę duży trud. Czułam się umęczona ciągłym noszeniem i trzymaniem synka na rękach. Teraz czuję mimo zmęczenia i trudu, których nie da się uniknąć, wielką miłość do synka. Pragnę aby Piotruś był szczęśliwym chłopcem, odważnie biorącym z życia to, co najlepsze. Aby ominęły go wszelkie choroby i cierpienia . By czuł się kochany i dzielił się tą miłością z całym światem.

Kiedy słyszę lub czytam o malutkich (a nawet i większych) dzieciach chorych i cierpiących w szpitalach i hospicjach jest mi ich ogromnie żal. Takie historie uczą mnie dystansu do świata i do własnych problemów, które tak naprawdę nie są problemami lecz pewnymi przejściowymi niedogodnościami. I te niedogodności jak np. sytuacje, gdy muszę leżeć przy synku aby on spał, czy nosić go by wyjść z domu choćby po zakupy staram się zamienić w pozytywne. Gdy leżę obok Piotrusia to odpoczywam i czytam książkę. Natomiast spacery w chuście są niesamowitym doświadczeniem bliskości naszego Maluszka, a także pozwalają mu na lepszej obserwacji otaczającego go świata - wiadomo, że z góry widać lepiej i więcej :-)

A na koniec krótka sesja zdjęciowa z placu zabaw:





4 komentarze:

  1. No, bo jak nie kochać takie cudowne stworzenie, jakim jest takie maleństwo..? :)
    Niesamowicie duży już Piotruś. Mówisz, że pełza po łóżku? :) Niedługo będzie śmigał po podłodze :):)

    Usciski dla Was!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieci nie da się nie kochać :-)
    Uściski i dla Was!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale on urósł od czasu naszego spotkania :) a taki był wtedy maleńki w porównaniu z całą resztą hihi. Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj od czerwca nasz łobuziak się bardzo zmienił ;-)
      A jak mogę Was odwiedzić na Majerankowo? Bo tam trzeba jakieś hasło podać..
      Buziaki i dla Was :-)

      Usuń